2022-01-23

Pobudka o godzinie 3:00. Szybkie śniadanie i już o 4:00 pojechaliśmy dwoma taksówkami na lotnisko. Hania i Romek nie wiedzą, dokąd lecimy. Przy okienku poprosiliśmy, by facet nie podawał głośno kierunku – uśmiechnął się mówiąc “rozumiem” i zadał jedynie żartobliwe pytanie: “Czy jadą z własnej woli i nie zostali porwani?” Wszystkie karty pokładowe zabrał Mariusz.

Już o 4:30 byliśmy odprawieni i czekaliśmy na otwarcie lounge o 5:00.

Pięćdziesiąt minut później mieliśmy boarding. A Hania i Romek wciąż nie widzieli kart pokładowych – Mariusz sam ich odprawił do samolotu. Przed bramką zobaczyli kierunek – Amsterdam. Wiedzieli jedynie, że to jeszcze nie koniec podróży. Drażniłem Hanię, że będziemy jeść skorpiony, kangury i jeszcze jakieś robale. Hania była trochę przerażona, że nic innego w dżungli nie zjemy. O 7:45 tuż przed pięknym wschodem słońca wylądowaliśmy w Amsterdamie.

W lounge zjedliśmy coś małego i boarding zaczął się o 9:10.  Dopiero wówczas zobaczyli, że lecimy do San Jose, ale do którego? Mały żart, że jest ich kilka np. w Meksyku, USA lub Nikaragui. Nie długo później Mariusz zdradził, że lecimy do Kostaryki.

San Jose